Wysokie ceny wciąż w natarciu
Gdy miesiąc temu pisałem o „szczycie spekulacyjnym” na rynku gazu, wydawało się że to jakieś szaleństwo. Na TGE ceny wynosiły 334 zł/MWh, na europejskim TTF – 70,5 €/MWh, czyli 321 zł. To już wtedy powalało na kolana. Ale dzisiaj, 15 października, jest znacznie gorzej. TGEgasDA wynosi 458 zł, czyli 37% wyżej, podobnie na TTF, z ceną spot 99,7 €/MWh (41% drożej). Kolejne szczyty notowań, jednak każdy się pyta, czy to będzie tak dalej? Jaka jest granica tego szaleństwa?
Przy czym brak w oficjalnych mediach jakiegokolwiek racjonalnego powodu tak szalonych cen. Początkowo mówiono, że to braki zapełnienia magazynów
Potem, że potężnie wzrosło zapotrzebowanie. Ale nie ma śladu po takim wzroście w statystykach (których zresztą się całkowicie unika w medialnych doniesieniach). Jeśli popatrzymy na statystyki świata Zachodu (OECD), które są powszechnie dostępne na stronie IEA, to widać co prawda niewielki wzrost zużycia gazu – w porównaniu z covidowym (kryzysowym) rokiem 2020 – zaledwie o 3% (YTD). Ale przecież tamten rok był potężnym kryzysem, spadło zużycie o ponad 3,5% globalnie (choć w Polsce rosło i rośnie – wiadomo, odejście od węgla to potężny stymulus zużycia gazu).
Rzeczywistym i jedynym źródłem wzrostu popytu jest Azja, a przede wszystkim Chiny. W I półroczu 2021 zużycie gazu w Chinach zwiększyło się o 15%. Ale Chiny to ledwo 8% światowego zużycia, więc nawet taka dynamika wzrostu nie może dominować całego światowego rynku. To rzeczywiście szybkie tempo. Ale z kolei konsumpcja spada z powodu wysokich cen w takich państwach, jak Indie czy Pakistan. Tak biednych krajów nie stać na tak drogi gaz, wracają więc do węgla czy innych, jeszcze gorszych, źródeł ciepła. Jednocześnie i w bogatych regionach, jak Europa, zużycie spada, gdyż tak wściekle wysokie ceny eliminują gaz z miksu energetycznego, przywracając w to miejsce węgiel.
Drugim argumentem są magazyny gazu, które ponoć są „puste”. Akurat w przypadku Ameryki – największego rynku gazowego na świecie – to jest nieprawda, krzywa zapełnienia mieści się pośrodku pasma 5-letniego. W Europie, lekko odstaje w dół od tego pasma, ale… To nie jest żaden argument dla kogokolwiek, kto się zajmował przygotowaniem zapasów na sezon szczytowego zużycia. Gdy ceny latem są niewiarygodnie wręcz wysokie, to one właśnie powodują minimalne napełnienie magazynów. Gdy jest tak drogo, każdy minimalizuje zapasy, gdyż ryzyko strat rośnie. To jest ABC zarządzania zapasami. Na dodatek, wbrew powszechnej medialnej tezie o „brakach gazu” przez cały czas magazyny rosną - w Europie każdego dnia budowane są magazyny na zimę. Przez ostatnie 4 miesiące ilość gazu w nich podwoiła się. Jakie więc braki, skoro stabilnie odkładany jest surowiec na potrzeby zimowe?
Tym bardziej absurdalna jest sytuacja w Polsce. U nas z gazem jak najbardziej normalnie, nic się nie dzieje, nudy na pudy. Ale cena globalna, to znaczy tak wysoka jak w Japonii czy na holenderskim TTF. Dzisiaj wynosi 458 zł/MWh, gdy rok temu kosztowała 75 zł. 6-krotnie wyższa cena! Bez żadnych napięć popytu podaży, z magazynami zapełnionymi „pod korek” (poziom zapełnienia magazynów = 97%). Są więc PEŁNE! A dla ironii, rok temu były zapełnione „zaledwie” w 90% i zupełnie nie wpływało to na cenę gazu.
Choć ceny są globalne, to jednak są równi i równiejsi. Na koniec września różnica w cenach gazu na różnych rynkach była charakterystyczna, proszę spojrzeć na wykres:
Jak widać, Ameryka w całym tym kryzysie zachowuje najniższe ceny gazu. I są one wielokrotnie niższe niż w całej reszcie świata. Widać więc, że mamy do czynienia ze zjawiskiem globalnym, ale nie do końca. Sytuacja rynkowa w Polsce nie ma najmniejszego wpływu na ceny, ważne jest to, że gdzieś na świecie mamy jakiś punkt zapalny, a w gotowości są przeogromne ilości pieniądza, który wlewa się na rynki spekulacyjne, bo wszelkie „poluzowania ilościowe” kończą tam, gdzie są największe zyski, czyli na giełdy. Nowym problemem jest fakt, że gry finansowe wprost decydują o tym, ile płacimy za podstawowe dobra: żywność, paliwa, gaz, energię…. Bez tego nie da się żyć, a rachunek za te gry i zabawy rynków finansowych przychodzą do nas, w naszych rachunkach sklepowych, z gazowni czy na stacji paliw. Kiedyś rynki finansowe grały w swoim gronie, teraz koszty przerzucają na cały świat.
Wady rynku finansowego, spekulującego towarami są oczywiste i opisane w podręcznikach od lat. Jednak dzisiaj o nich się całkowicie milczy. Spekulacja przebija cenami wszelkie racjonalne poziomy cenowe. Czasami w górę, czasem w dół, ale w żadnym wypadku nie odzwierciedlają one wtedy rzeczywistej wartości produktu. Spekulacja prowadzi więc do wahań cen, które są zabójcze dla stabilności, a nawet przetrwania firm na rynku. Najmocniej uderza w słabsze finansowo, gdyż przy tak gwałtownych, potężnych wahaniach, najważniejsze jest zapewnienie płynności finansowej. Takie fale spekulacyjne mogą więc zatopić przedsiębiorstwa, całe branże (jak dzisiaj np. nawozy) czy gospodarki (jak choćby wspomniany Pakistan).
Pytanie, czy ktoś położy kres temu szaleństwu?