Partner serwisu
Tylko u nas
16 maja 2025

Zdaniem Szcześniaka: Unia dokręca gazowy kurek

Kategoria: Aktualności

Unia chce do końca usunąć z europejskiego miksu energetycznego rosyjskie surowce, choć pozostały ich już tylko mikroskopijne ilości. Narzędzi do tego już Brukseli brakuje, więc musi się uciekać do trików. Ale dzięki temu przybliża moment całkowitego energetycznego zagłodzenia naszego kontynentu.

Zdaniem Szcześniaka: Unia dokręca gazowy kurek

6 maja Komisja Europejska przedstawiła program CAŁKOWITEGO odcięcia się od rosyjskich surowców energetycznych. Argumentacja jest niezmienna: nasz sąsiad ze wschodu „wykorzystuje źródła energii jako broń”. Cóż, ostatnie lata dowodzą czegoś wręcz przeciwnego, ale i tak do dziś twierdzi się, że Gazprom zakręcił nam kurek z gazem.

Jak Bruksela chce odciąć się całkowicie od energii ze wschodu? To znaczy nie tylko od węgla, który najłatwiej i najszybciej odstawiono. Nie tylko od ropy, choć ta wciąż płynie niewielką południową strużką na Słowację i Węgry, a rurociąg Przyjaźń ma być tam nawet rozbudowywany. Także od gazu ziemnego, na który embarga, pomimo usilnych starań eurokratów, nie udało się wprowadzić. Teraz Bruksela chce dokręcić Rosji gazowy kurek do końca.

Od początku wojny część państw zablokowała rosyjskie dostawy, łącznie z zerwaniem kontraktów. Tak uczyniły kraje bałtyckie, skandynawskie, Środkowej Europy (Polska, Niemcy, Chorwacja, Austria i Czechy), a także niewielcy odbiorcy z zachodniej części kontynentu (Malta, Irlandia, Luksemburg). Dlatego dostawy gwałtownie spadły.

Jednak kilku nabywców nie ugięło się i kupuje nadal. Największym kupcem LNG z Rosji jest Francja, która wydała na to w ubiegłym roku 2,5 miliarda dolarów, utrzymując też tam inwestycje TotalEnergies w sektorze gazowym. W naszym regionie duże ilości kupują także Węgry (2,6 mld $ importu) oraz Słowacja (1,5 mld $). Ale więcej sprowadzają LNG z Rosji Włochy i Hiszpania (po 2 mld $) czy Belgia (1,5 mld).

Dzisiaj, po zamknięciu ukraińskiego tranzytu, przypieczętowanego rakietami ukraińskimi, całkowicie niszczącymi stację pomiarową w Sudży, rosyjski gaz to 13% unijnego importu. Coś trzeba z tym zrobić, tylko że jest problem. Unia wystrzelała się już z możliwości zaszkodzenia Rosji. Po 16 przyjętych i obecnie uzgodnionym 17. pakiecie sankcji, amunicja wojny handlowej wyczerpała się. Teraz, przy braku jednomyślnej zgody, trzeba się będzie uciekać do rozmaitych sztuczek.

Przedstawiono więc plan, tzw. „mapę drogową”, Bruksela przede wszystkim chce jak najwięcej wiedzieć. Dzisiaj bowiem otrzymuje tylko niewielką część informacji na temat importu gazu, a chciałaby wiedzieć wszystko, by skutecznie ścigać tych, którzy wyłamują się z jej strategii. Więc pod hasłem „transparentność” będzie się domagała więcej informacji.

Po drugie Unia nie może sama zablokować rosyjskiego gazu, więc chce zerwać cudzymi rękami te ostatnie więzi handlowe. Rządy państw mają zaplanować realizację planów, a Bruksela jedynie „doradzi”, jak osiągnąć jej cele. Jak widać – metoda podobna do sztuczki stosowanej przy „obniżaniu cen energii”. Cel ma być osiągnięty do końca 2027 roku, choć kontrakty spotowe mają być wyeliminowane do końca bieżącego roku. Do tego zakaz zawierania nowych kontraktów. Nas w Polsce to ani ziębi ani grzeje. Sami skutecznie się odcięliśmy od metanu ze wschodu, nie patrząc na koszty.

Ale wciąż będziemy poddani presji dekarbonizacji. Odcinanie się od surowców ze wschodu wzmacnia strategię Brukseli wyeliminowania wszelkich paliw kopalnych. Nie dość bowiem, że działania przeciwko Rosji ograniczyły zużycie gazu w EU o 18%, to Komisja planuje zredukować jego konsumpcję o dalsze 100 miliardów m3 do 2030 roku. Czyli z poziomu 332 mld m3 w 2024 roku mamy usunąć kolejne 30%. Zakręcenie kurka na import 50 mld rosyjskiego gazu do 2027 roku przybliża Brukselę do tego celu. Plan anoreksji energetycznej Europy może się naprawdę powieść.

Pytanie, na ile ostrożna będzie Bruksela przy tym zakręcaniu kurka całej Unii. Można przy tym po prostu zerwać gwint i cała konstrukcja energetyczna Europy się rozleci. I to na znacznie dłużej niż niedawno na Półwyspie Iberyjskim. Jeśli bowiem takie koszty ponosimy przy eliminacji tej rosyjskiej części konsumpcji, to jakież one będą przy dalszej realizacji klimatycznej misji Brukseli?!

Chociaż, kto bogatemu zabroni?

fot. 123rf
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ