Partner serwisu
Tylko u nas
18 czerwca 2025

Zdaniem Szczęśniaka: Amerykańska krucjata antyklimatyczna

Kategoria: Aktualności

Przez kilka miesięcy rządów prezydenta Trumpa wiele ciekawego wydarzyło się w amerykańskiej branży energii. Nowa władza zupełnie inaczej myśli o energii niż poprzednicy i oczyszcza administrację państwową z wpływów tej ideologii. To można śmiało nazwać antyklimatyczną krucjatą.

Zdaniem Szczęśniaka: Amerykańska krucjata antyklimatyczna

Prawie pół roku temu pisałem: „Nowa ekipa przystąpi natychmiast do demontażu…” klimatycznego dorobku konkurencji. I rzeczywiście tak się stało, a nawet dużo więcej. Donald Trump, 47. prezydent Stanów Zjednoczonych, błyskawicznie przeszedł od słów do czynów. Jest głęboko przekonany o swojej  racji, uważa on globalne ocieplenie za „hoax”, czyli oszustwo czy mistyfikację. Uważa „Zielony Nowy Ład”, jak nazwała swoją politykę energetyczną poprzednia administracja, za “Green New Scam”, czyli przewał czy skandal.

Doszło do tego, że nowe źródła (słońce i wiatr) dla nowej administracji w Waszyngtonie nie mieszczą się w definicji energii, jaką posłużono się w dekrecie wprowadzającym „energetyczny stan wyjątkowy”. Tak, w Stanach  obowiązuje „energetyczny stan wyjątkowy” – wprowadzony pierwszego dnia rządów. Według Donalda Trumpa bowiem wysokie ceny energii stanowią zagrożenie dla całego narodu. Do kosza poszedł dekret prezydenta Bidena, ogłaszający „kryzys klimatyczny”, podpisany przez poprzedniego prezydenta pierwszego dnia urzędowania. 

Ameryka potrzebuje bowiem coraz więcej energii, głównie dla najnowocześniejszych gałęzi gospodarki (jak centra danych), dlatego według Trumpa, rozwiązaniem jest energetyka wiarygodna i sterowalna, oparta na paliwach kopalnych, pokrywająca ciągle, 24 godziny przez 365 dni, popyt na energię. A nie kapryśne, przerywane i niesterowne źródła odnawialne.

Donald Trump opiera się na wiedzy fachowej, inżynierskiej. Taką prezentuje Chris Wright, sekretarz ds. energii USA. To inżynier, który pracował latami we wszystkich rodzajach energii i studiował jej problemy. Jasno mówi: „czysta czy odnawialna energia to nieprecyzyjne slogany marketingowe. Nie ma żadnego źródła, które dla wytworzenia energii nie potrzebuje znaczących ilości materiałów, ziemi czy nie wpływa na środowisko. Żadnego. Zero.”

Ma też klarowne przekonanie o jej roli: „Energia umożliwia wszystkie nasze działania, wszystkie; energia to nie jakiś sektor gospodarki, to sektor, który umożliwia funkcjonowanie każdego innego sektora; energia to życie” – twierdzi. Podważa jednocześnie priorytety ruchu klimatycznego: „zmiany klimatu to globalne fizyczne zjawisko, które jest efektem ubocznym budowania nowoczesnego świata. Zwiększyliśmy koncentrację CO2 w atmosferze podwajając długość ludzkiego życia, wyciągając mieszkańców świata z przerażającej nędzy, wprowadzając nowoczesną medycynę, telekomunikację, lotnictwo, pociągi i samochody. Wszystko w życiu ma swoją cenę. Wszystko”.

Poprzednicy zaś są oskarżani przez Wrighta o to, że ślepo byli zapatrzeni w zmiany klimatu, zaś ludzie to był dla nich „collateral damage” (tak określa się straty wśród ludności cywilnej przy ataku militarnym).

Trump jest oskarżany o „zamach na naukę”, i rzeczywiście – nauka o klimacie otrzymała potężne ciosy. Prezydent zwalniał naukowców, zajętych dywagowaniem o zmianach klimatycznych i wymyślaniem coraz to potężniejszych zagrożeń dla ludzkości. I straszących potwornymi konsekwencjami większego zużycia energii, czyli emisji CO2… Ale co to ma wspólnego z nauką?

Jednak tacy właśnie „naukowcy” zamienili rzetelne amerykańskie państwowe instytucje naukowe, które były podstawą rozwoju i osiągnięcia przez Amerykę statusu supermocarstwa, w zideologizowane centra badania klimatu. Tak to się przydarzyło z US National Oceanic and Atmospheric Administration (NOAA), wiodącego centrum badań… no właśnie, na pierwszym miejscu klimatu, a dopiero później zasobów morskich. Tam jednego dnia zwolniono ponad 800 osób.

Uderzył, i to bardzo boleśnie, w całe grona ludzi, żyjących z głoszenia nowej ideologii klimatycznej. Rozwiązywanie całych instytucji, likwidowanie departamentów w administracji USA, masowe zwolnienia, cięcia budżetowe, zamrożone i likwidowane granty, a nawet zakazy uczestniczenia w konferencjach klimatycznych. To dotknęło całą elitarną, dobrze wynagradzaną grupę społeczną - kapłanów współczesnego wyznania klimatycznego. Którzy przecież tak ciężko pracowali nad tym, żeby każdy nowy polityk, dochodząc do władzy, zaczynał swoje rządy od klimatycznego wyznania wiary i w pierwszy dzień ustanawiał stan „kryzysu klimatycznego”, jak to dekretem zrobił Joe Biden. Ten „kryzys” skończył się z pierwszym dniem rządów Donalda Trumpa.

Ci kapłani nie są już potrzebni, gdyż cała sterta dekretów, czyniących z globalnego ocieplenia trzon polityki zagranicznej i bezpieczeństwa narodowego USA wylądowała w koszu. Jak i inne decyzje Joe Bidena, osnuwające pajęczą siecią klimatycznych przepisów działanie administracji amerykańskiej - na przykład podporządkowanie regułom klimatycznym problemów migracji, ryzyk finansowych, czy zależności zdrowia publicznego od zawartości dwutlenku węgla w atmosferze.

W Ameryce dzieją się rzeczy kluczowe dla przyszłości energii. To, jaką drogą pójdzie Ameryka, będzie decydowało o kierunku rozwoju całego świata, także Europy i Polski. Ameryka to bowiem globalne supermocarstwo, także, a może przede wszystkim – energetyczne.  Zaraz bowiem po uderzeniu w ideologów, przybranych w szaty nauki, poszły ciosy w to miejsce, które boli najbardziej. W portfel. Już niedługo więcej o tym…

fot. 123rf
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ