Partner serwisu
06 listopada 2017

Zdaniem Szczęśniaka: Chwastobójcza korupcja

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

W trakcie walki o zakazanie Roundup’u i jego czynnika aktywnego – glifosatu, aktywiści i politycy przeciwni Monsanto zdobyli nowe argumenty. Wydarzyło się bowiem coś niespodziewanego. Dokonał się pierwszy wyłom w niezachwianej dotąd pozycji Roundup’u w USA.

Zdaniem Szczęśniaka: Chwastobójcza  korupcja

Władze stanu Kalifornia ogłosiły, że zaliczają ten środek do rakotwórczych i stanowa Agencja Oceny Ryzyk Zdrowotnych i Środowiskowych (OEHHA) nakazała oznaczanie produktu na opakowaniach jako kancerogen. Koncern odwołał się od tej decyzji do sądu, jednak sąd stanowy odrzucił skargę producenta. To potężne uderzenie w ten dominujący na rynku amerykańskim produkt, następne decyzje mogą się posypać jak przewracające się klocki domina.

Gra toczy się bowiem o coraz większy rynek roślin modyfikowanych genetycznie, które są tak przygotowane, że Roundup nie czyni im szkody nawet w okresie wzrostu. Wszystko zaczęło się w 1974, gdy wprowadzono go do sprzedaży, ponieważ był bardzo toksyczny stosowano go na niewielką skalę. Prawdziwy rozwój rozpoczął się od wytworzenia genetycznie modyfikowanych nasion kukurydzy, soi czy bawełny („Roundup Ready”), odpornych na środek chwastobójczy także po wyrośnięciu. Od tego czasu jego zastosowanie wzrosło 15-krotnie, a udział roślin modyfikowanych genetycznie w areale upraw przekroczył 50 procent. W USA w 2015 roku zużyto 100 tysięcy ton „Roundup Ready”, a że sprzedawany jest w 160 krajach to globalne jego zużycie dochodzi do miliona ton rocznie.

Gdy wcześniej pisałem o „ingerencji Monsanto w procesy decyzyjne”, o zainteresowaniu Parlamentu Europejskiego tą sprawą, wiadomo już było, jak wiele tajemnic kryją „Monsanto Papers” - wewnętrzne dokumenty agrochemicznego giganta, które w marcu nakazał ujawnić sąd. Spojrzenie na działania tak wielkiego i kontrowersyjnego koncernu od strony kuchni jest wielce pouczające. Cóż tam widzimy?

Przede wszystkim widać korupcję urzędników. W ujawnionych dokumentach znalazły się dowody, że Jess Rowland, jeden z dyrektorów amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA), zajmujący się bezpośrednio produktami Monsanto, kontaktował się z koncernem i był wyjątkowo przychylny dla niego. Agencja federalna była głęboko podzielona w opiniach, gdy narastały sygnały o zagrożeniach związanych z produktem. Dowodów na powodowanie raka u ludzi nie było, jednak do sądów wpływały setki skarg użytkowników produktu, którzy uważali produkt za przyczynę utraty zdrowia.

Naukowcy ustalili, że „glifosat był testowany w dwuletnich badaniach na szczurach i myszach. Udokumentowano szerokie spektrum nowotworów tarczycy, wątroby, płuc, nerek, jąder”. Analizy te jednak pominięto w ocenie glifosatu, przyznając Roundup’owi całkowicie neutralną kategorię. Wywołało to tak silną krytykę w agencji, że zwołano specjalną analizę? przez jej radę naukową, gdyż Marion Copley, główna toksykolog, nie mogąc przebić się przez opór dyrektora, oskarżyła go o zmowę z Monsanto. Na dodatek pozytywny raport, autorstwa Jessa Rowlanda, który „przypadkowo” został umieszczony na witrynie EPA, przeciekł do prasy w kluczowym momencie podejmowania decyzji.

Rowland nie tylko odrzucał wszelkie wątpliwości swoich współpracowników i rozstrzygał je na korzyść Monsanto, ale co gorsza, spiskował także z koncernem, by ochronić go przed kontrolą produktu ze strony innej agencji rządowej (ATSDR). W kwietniu 2015 r. powiedział nawet pracownikowi Monsanto, a ten relacjonował to szefowi, że „jeśli wstrzyma dochodzenie przeciw Monsanto, to należy mu się medal”. I rzeczywiście, udało mu się narzucić pozytywną opinię swojego departamentu w imię „nie dublowania wysiłków” i wstrzymać weryfikację. Dochodzenie EPA, choć rozpoczęte w lutym 2015 r.,do tej pory nie zostało zakończone. Nic więc dziwnego, że osobą dyrektora zajęła się kontrola wewnętrzna agencji.

Mamy też korupcję mechanizmów nauki. „Monsanto Papers” - 10 milionów stron dokumentów - pokazują, jak koncern potrafił wpływać na opracowania naukowe, które później były podstawą do decyzji agencji rządowych. Monsanto koncentrowało się na kluczowych dlań sprawach toksyczności i przyjęło metodę „ghost-writing” prac naukowych. Pracownicy koncernu włączali swoje teksty do szerszych prac naukowych, a ich formalni autorzy mieli „tylko poprawić i złożyć swoje podpisy”, jak chwalił się jeden z pracowników Monsanto, zaangażowanych w manipulacje. Na dodatek była to metoda efektywna kosztowo, nie trzeba było inwestować większych pieniędzy w naukowca, ot, po prostu „pomogło się mu w pracy”. Publikacje paneli „niezależnych” naukowców, których zaprosiła agencja konsultingowa, również były kształtowane przez koncern. To nic nadzwyczajnego, w końcu koncern płacił, ale po co te wszystkie deklaracje o „braku konfliktu interesów”?

Nieprzyjemne sprawy, jak powiedział kiedyś Bismarck „im ludzie wiedzą mniej o powstawaniu kiełbas i praw, tym lepiej w nocy śpią”. Być może, ale nawet najlepsze instytucje czy mechanizmy czasami źle funkcjonują. Dobrze więc, że za kulisy można zajrzeć, a funkcjonowanie instytucji – poprawić.

fot. freeimages
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ