Zdaniem Szczęśniaka: Gazowe centrum i peryferie
System cenowy LNG dzieli świat strategicznie na dwa obszary: centrum systemu w Ameryce i peryferie w Europie i Azji. Centrum cieszy się niskimi cenami, zaś peryferie płacą za gaz znacznie drożej. Na dodatek system na peryferiach jest dość niestabilny.

Centrum światowego systemu cen gazu ziemnego są Stany Zjednoczone. Chciałoby się dodać – „oczywiście”, przecież to 25% globalnej produkcji (250 razy więcej niż wydobywamy w Polsce). Gazu tam zatrzęsienie, eksport rośnie, nic więc dziwnego, że ceny są niskie.
Peryferia systemu to rynki Europy i Azji (głównie Chin, Japonii i Korei). Te potęgi gospodarcze są importerami i potrzebują ogromnych ilości gazu do przeżycia zimy czy zasilania przemysłu. Konkurują więc między sobą o towar na rynku światowym.
Różnica cen między centrum a peryferiami doskonale ilustruje ten podział światowego rynku gazu. W 2024 roku średnia cena gazu w Ameryce (Henry Hub) wyniosła 32 zł/MWh, w Azji 147 zł/MWh (Japan Korea Marker) a w Europie – 153 zł/MWh (Title Transfer Facility). Ceny, jak widać, na peryferiach systemu są prawie 5-krotnie wyższe.
Podstawowym mechanizmem alokacji gazu LNG na peryferyjnych rynkach jest przetarg cenowy. Gdy rosną potrzeby importerów (na przykład w zimie), Europa i Azja przystępują do globalnego „konkursu piękności”, windując notowania derywatów (instrumentów finansowych, powiązanych z gazem) oraz rynku spotowego, aż do momentu, gdy najsłabszy odpadnie z konkurencji o towar i popyt zrównoważy podaż. To mechanizm eliminacji takich graczy, jak choćby Pakistan, Bangladesz czy Indie, których nie stać na tak drogie źródło energii, rezygnują więc z zakupów, wyłączają czasowo zasilanie. Ten przetargowy mechanizm jest coraz mocniejszy, widać to po korelacji cenowej między indeksami TTF i JKM – od 2010 r. wzrosła z 60% do 90%.
Światowy handel gazem (także LNG) zaczynał od cen stałych, ustalonej w kontrakcie kwoty za jednostkę gazu. Dzisiaj trudno już sobie to wyobrazić, formuły w kontraktach dwustronnych są oparte na notowaniach giełd finansowo-towarowych, a ustanawianie cen zdominowali gracze finansowi poprzez instrumenty pochodne, jak futures, options czy swaps. Jednak regionalne rynki LNG, ukształtowały się dość niedawno, są wciąż (czy nie za długo?) jeszcze płytkie i podatne na ogromne wahania cen.
Pewną stabilność zapewniają do dzisiaj ceny LNG oparte o ropę naftową, dla których kluczowym benchmarkiem są wciąż europejskie notowania mieszanki Brent. Stosuje się wtedy procentowe przeliczenie jej notowań (określane jako „slope”) na cenę jednego MMBtu gazu w dolarach. Na przykład w kontrakcie zawiera się wskaźnik „13% ceny Brent” (a zakres tego wskaźnika jest dość szeroki w różnych kontraktach – od 10 do 20 procent), to przy 70 dolarach za baryłkę Brenta, cena gazu wynosi 9,1 dolarów z MMBtu (127 zł/MWh). Do dzisiaj formuła ta obejmuje jeszcze ponad połowę handlu LNG i powiązana z kontraktami z określonymi destynacjami. Czyli jak polski kontrakt z Qatar Energy, pozwalający na dostawy do jednego tylko miejsca – Świnoujścia.
Ta formuła cenowa jest znacznie bardziej stabilna i przewidywalna. Ropa naftowa to bowiem największe commodity świata, to dojrzały rynek globalny, dużo trudniejszy do manipulowania i spekulacji niż gaz. Wahania cen LNG na peryferiach systemu są bowiem znacznie intensywniejsze niż w ropie naftowej. Gdy wybuchła wojna palestyńsko-izraelska, ceny ropy podskoczyły zaledwie 6%, gdy TTF wzrósł w ciągu tygodnia o 40%. Choć fizycznie w zaopatrzeniu Europy w gaz praktycznie nic się nie zmieniło. Jednak gracze finansowi „obawiali się”, że będzie źle, więc niewielkimi w sumie pieniędzmi zagrali na zwyżkę cen.
Ale te formuły muszą odejść, bowiem Ameryka, która stworzyła ten rynek, usytuowała się w samym jego centrum i wyciąga ogromne korzyści z zaopatrywania peryferii. Tam gaz jest dużo tańszy, ceny są dużo bardziej stabilne, a największy interes w tej nowej globalnej konfiguracji, to zakup LNG w USA i sprzedaż w Europie czy Azji. Zarabia się dziesiątki, czasem setki milionów dolarów na jednym gazowcu.
Globalny rynek LNG jest w ostrej kontrze do handlu gazem rurociągami, gdzie panują zupełnie inne reguły gry. Coś na kształt geopolityki – są mocarstwa lądowe (Rosja) i morskie (Ameryka). Dzisiaj rola rurociągów w międzynarodowym handlu spada, szybko rośnie zaś udział LNG, który osiągnął już 60%. Rola Stanów rośnie, są już największym eksporterem LNG, niedługo sięgną po palmę największego eksportera gazu na naszej planecie, utrąciwszy dotychczasowego lidera – Rosję. Umarł król, niech żyje król!
O nowym królu już niedługo…