Inwestycja stulecia przynosi straty
Odtrąbiono ją jako „największą polską inwestycję zagraniczną XXI wieku”, jako zwycięstwo nad rosyjską ekspansją, polski sukces gospodarczy i polityczny. Dzisiaj przychodzi rachunek za te sukcesy.
Rafineria Możejki odniosła w 2013 roku straty 300 milionów złotych. Są wyjątkowo duże jak na 7-letni okres posiadania tej inwestycji przez PKN Orlen. Jednak jeśli przyjrzeć się wynikom całego okresu, widać że bilans jest ujemny. Nie ma mowy o zwrocie z inwestycji, a mamy otwartą dziurę, przez którą wyciekają pieniądze z polskiej gospodarki.
Możejki to nie tylko sztandarowy przykład złej, upolitycznionej decyzji inwestycyjnej – od niej minęło już przecież 8 lat. To także pokaz słabości polskiego rządu w negocjacjach z innym państwem (zaprzyjaźnionym przecież), gdzie rozstrzygają się losy miliardów dolarów inwestycji, pochodzących od polskiego konsumenta, a marnowanych poza granicami Polski.
Rząd litewski potraktował nas bardzo twardo (podobnie jak w sprawach Polaków na Litwie). Gdy tylko inwestycje się dokonały, pogorszył nam warunki działania, otworzył rynek dla rosyjskiej konkurencji, rozebrał najkrótszą linię kolejową z rafinerii do portu, podniósł stawki za przewóz i zablokował inwestycje w rurociąg eksportowy. Dodatkowo, gdy Litwinom zabrakło pieniędzy w budżecie, zażądali natychmiastowej realizacji opcji sprzedaży swoich udziałów, co Orlen opłacił z opóźnieniem, omal nie przypłacając to zawałem finansowym.
Przez lata nasz rząd mówił, że się stara zmienić sytuację. Z naciskiem na „mówił”. Dlatego, że żadnego z tych problemów nie załatwiono do dzisiaj. Z naciskiem na „żadnego”. Rafineria jest na krawędzi opłacalności, zwrot z inwestycji zerowy, a lista problemów tak samo długa jak była kilka lat temu. I to pomimo, że w 2010 r. minister Mikołaj Budzanowski mówił: – Nie zgadzamy się na termin proponowany przez Litwinów, sytuacja, w jakiej znalazły się Możejki, nie może trwać bez końca.
A chodziło o rok 2012. Torów i rurociągu nie ma, stawki kolejowe wysokie, sytuacja trwa.
Mówił też 4 lata temu Premier Tusk, że jego rząd nie będzie kontynuować polityki, która "polegała na tym, że pod hasłami uniezależnienia się od źródeł energii ze strony Rosji, kupiono rafinerię, która jest w stu procentach zależna od ropy rosyjskiej. Ja takiej polityki nie akceptuję, wydając miliardy złotych z tego tytułu. Ja nie akceptuję takiego pomysłu na Polskę, że się będzie toczyło nieustanne wojny, które utrudniają Polsce rozmaitego typu przedsięwzięcia i na zachodzie, na wschodzie i na południu, a efektem tego na końcu jest większe uzależnienie od Rosji, a nie mniejsze". Rzeczywiście, rafineria Możejki kupuje rosyjską ropę, ale nie przez rurociąg, a przez port – więc drożej. Myślę też, że tych słów Premier Tusk wolałby dzisiaj nie pamiętać, bo w tych sprawach zamienił się chyba miejscami z opozycją i realizuje jej politykę.
Ale dlaczego przez tyle lat nie dało się ani poprawić o jotę warunków działania, ani sprzedać tego nabytku stulecia, lepiej nie pytać. Wiadomo, sprawa bezpieczeństwa energetycznego. A to musi kosztować.
Inne wypowiedzi autora również na portalu: szczesniak.pl