Partner serwisu
12 grudnia 2018

Zdaniem Szczęśniaka: Europa rzuca energetyczne wyzwanie dolarowi

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

Unia Europejska potrzebuje ogromnych ilości energii, by utrzymać wysoki standard życia, a nie ma do tego potrzebnych surowców. Jest więc największym na świecie importerem energii. Import zaspokaja 90% potrzeb ropy naftowej i 70% gazu ziemnego. To bardzo kosztowne, co roku idzie na to 300 miliardów euro (4-krotnie więcej niż polski budżet). A na dodatek, trzeba za to płacić w dolarach, 85% płatności jest bowiem realizowanych w amerykańskiej walucie, co podraża operacje, a jednocześnie naraża na walutowe naciski, a czasami wręcz szantaż. I to pomimo tego, że zaledwie 3% surowców energetycznych przychodzi ze Stanów. Jak widać - uzależnienie różne ma oblicza.

Zdaniem Szczęśniaka: Europa rzuca energetyczne wyzwanie dolarowi

Koszty importu do Unii surowców, w mld euro (lewa skala) i precent PKB (prawa)

źródło: Komisja Europejska

Nawet w gazie ziemnym, gdzie rynkowo dominują notowania giełd towarowych w euro, większość kontraktów długoterminowych (70 procent) jest wykonywana w dolarach. Przyczyna jest dość prosta: na światowych giełdach ropa naftowe jest wyceniana w dolarach, międzynarodowe kontrakty są więc też zawierane w tej walucie, żeby zmniejszyć ryzyka dodatkowego przeliczania i wahań kursowych. Oczywiście najlepiej wychodzą na tym ci, dla których to jest ostateczna waluta operacji biznesowych, nie ma ryzyk kursowych, nie ma więc dodatkowych kosztów, operacje można wykonać najtaniej.

Dominacja dolara ma swoje korzenie w latach 70-tych, gdy po uwolnieniu dolara od parytetu złota, przestał on być niezbędny w globalnych rozliczeniach jako faktyczny równoważnik złota. Wtedy w układzie między Ameryką a Arabią Saudyjską zagwarantowano zapotrzebowanie całego świata na tę walutę poprzez sprzedaż ropy naftowej w dolarach. A że to globalnie największy towar handlowy, od niej się zaczęło i większość innych towarów jest notowana w dolarach. Stąd się bierze dominacja dolara jako waluty rezerwowej, którą trzeba kupić i posiadać, by importować i eksportować.

Tak więc ekspozycja (narażenie) na dolara niesie ze sobą koszty i ryzyka finansowe. Od niedawna Europa doświadcza także politycznych konsekwencji zależności od globalnej waluty, gdy Ameryka rozpoczęła wojny handlowe na wielką skalę. Europa chce się od tej zależności uwolnić. Wtedy może i europejskie koncerny będą bardzie się słuchać Brukseli niż Waszyngtonu, bo w tej sprawie EU poniosła ostatnio sromotną klęskę. Europejscy globalni gracze, zamiast handlować z Iranem, jak sobie życzyła Bruksela, czmychnęli stamtąd, bojąc się sankcji i odcięcia od dolara.

Dlatego Bruksela będzie przyciskać państwa członkowskie, by zawierały kontrakty energetyczne w euro, a nie dolarach. Europa wykorzystując swoją siłę gospodarczą, może narzucić swoją walutę tym, z którymi handluje, w innych sferach, najszybciej właśnie energetycznej. Tu z pewnością znajdzie sojusznika w Rosji, która przeprowadza właśnie "dedolaryzację gospodarki". Najważniejszy jednak jest świat pieniądza, gdyż dzisiaj to nie ropa jest przedmiotem handlu na giełdach, ropa to promil obrotów. Głównie sprzedawane są "papierowe baryłki", czyli instrumenty finansowe, zastępujące realne towary. I właśnie tutaj tkwi przewaga dolara, i to rynki finansowe muszą przejść na euro, żeby handel ropą był w tej walucie możliwy na wielką skalę. Do tego także potrzebne są takie narzędzia jak "ceny referencyjne" czyli z angielska "benchmarks", jakim są choćby notowania ropy Brent. Warto zauważyć - europejska mieszanka gatunków ropy, a wyceniana w dolarach. Więc aby handel ropą przeszedł na walutę unijną, podstawowy dlań benchmark musi też być w euro. Wtedy ceny będą się mogły odnosić do benchmarku w euro i walutą kontraktu może być również euro.

Efektem będzie obniżenie kosztów, zmniejszenie ryzyka przerwania dostaw, gdy jakiś zewnętrzny gracz może zaszantażować Europę. I co śmieszne - to wcale nie Rosja jest tu zagrożeniem, co w Polsce kojarzy się automatycznie, a USA, które ostatnio coraz mocniej przyciskają Stary Kontynent.

Ten ruch jest też kolejnym krokiem ku integracji Unii, to znaczy wzmocnienia wspólnej waluty, unijnych rynków walutowych, usług finansowych czy systemów płatniczych. Dla Polski to oczywiście kolejne wyzwanie.

fot. 123rf.com/fot. ilustracyjne
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ