Partner serwisu
04 lipca 2022

Co zmienił gaz za ruble?

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

Wielki protest przeciwko rosyjskim warunkom zakupu gazu nie wypalił. Tylko kilka krajów odmówiło zakupów gazu za ruble. Kto się odciął i jak sobie radzi? Kto nakręcał te samobójcze działania?

Co zmienił gaz za ruble?

Polska (PGNiG) podjęła decyzję o bojkocie płatności w systemie "gaz za ruble", w efekcie tej decyzji gaz z Rosji 27 kwietnia przestał płynąć do Polski. Takiego samego wyboru dokonała Bułgaria (Bulgargaz), tam dokładnie tego samego dnia ustały dostawy. 

Jednak za nami nie poszli masowo inni. Tylko kilka państw i odbiorców komercjalnych odcięło się od bezpośrednich dostaw rosyjskiego gazu. Ilości też nie były imponujące. 27 kwietnia przestał płynąć rosyjski gaz do Polski (PGNiG - 9 mld/r wg GOST) i Bułgarii (Bulgargaz - 3,3 mld/r), 21 maja do Finlandii (Gasum - 1,8). Te firmy odpowiadają za cały import do tych krajów. Trochę inaczej jest z firmami z zachodu. 31 maja gaz przestał płynąć do GasTerra z Holandii (2 mld z 12 mld importowanych przez Holandię) a 1 czerwca Orsted Salg (2 mld) z Danii. Jednak te państwa mają zupełnie inną strukturę zakupów, w której w ogóle nie odczuje się tego braku. Dlatego ich rządy mogły spokojnie zakazać im przejścia na nowy schemat opłat. Zaś międzynarodowy Shell Energy Europe, kupujący 1,2 mld m3/r dla Niemiec niewiele znaczy w 40 miliardowym imporcie tego państwa.

Za wyjątkiem polskiego kontraktu, pozostałe były mikroskopijne pod względem wielkości lub miały się właśnie zakończyć. A przecież Gazprom ma zawarte łącznie 54 kontrakty. Te "porzucone" też się do nich zaliczają, gdyż jedynie ich realizacja została przez Gazprom zawieszona ze względu na brak płatności. Ich wielkość to ponad 18 mld m3 rocznie (na 155 mld importu EU z Rosji w 2021 r.). Jednak wiele z tego gazu płynie poprzez pośredników, dlatego  Rosjanie szacują zmniejszenie dostaw na 5-10%. Czyli efekt tego bohaterskiego czynu dla Rosji jest niezauważalny.

Tylko że w Polsce jak doskonale wiemy źródło gazu się nie zmieniło, przybył jedynie pośrednik. Nie tylko w Polsce zmiana była dość symboliczna. Także Litwa już dawno dawno zapowiedziała, że nie sprowadzi żadnego rosyjskiego gazu. Z tym że z krajami bałtycki to różnie tam bywa, jeden (Litwa) mówi, że ani ani, a drugie (Estonia czy Łotwa) kupuje od Rosji i dostarcza sąsiadom. Łotwa, mimo deklaracji, wznowiła ostatnio zakupy gazu z Rosji, po prostu bilans gazowy krajów bałtyckich i połączonej z nimi Finlandii się nie zamykał. Nawet w lecie.

Przykład Finlandii też jest dobry. Odrzucając rosyjski gaz za ruble, gwałtownie zwiększyła zakupy... rosyjskiego LNG. Kontrakt zupełnie inny, choć też długoterminowy, ale w transakcjach gazu skroplonego płatności rublami nie obowiązują. Novatek dostarcza ten gaz z terminalu Kriogaz z Wysocka nad Bałtykiem, bo to najbliżej i najtaniej. I wszystko gra. Terminal ten rocznie może skroplić 600 tysięcy ton gazu (prawie miliard m3), a największymi kupcami w nim są... Litwa i właśnie Finlandia.

Za to wielcy odbiorcy (Niemcy choćby) nie mogli sobie na to pozwolić, nie zrzucając (wg określenia Viktora Orbána) "bomby nuklearnej na własną gospodarkę". Niemcy, jak to oni (langsam, langsam aber sicher...) przeczekały nawałę głosów podniosłych i pełnych oburzenia na rosyjski "szantaż". I stały się pośrednikiem, decydującym o tym, czy eksportować rosyjski gaz do sąsiadów, czy nie. Zakomunikowały zresztą później, że biorą na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo energetyczne naszego regionu, co oznacza, że zamiast rozgrywać swoją pozycję między Niemcami a Rosją, będziemy rozgrywani przez Niemcy, wspierane gazem z Rosji.

Kto był głównym sprawcą tych samobójczych decyzji? Oczywiście podjęły je rządy kilku państw, sąsiadujących z Rosją. Jednak siłą napędową była Bruksela, która twardo występowała przeciwko uznaniu wymogu założenia nowego konta i konwersji euro czy dolarów na ruble. Jej stanowisko było pryncypialne aż do bólu. Wpłata w walucie kontraktu była do przyjęcia (nic się przecież nie zmieniało), jednak już konwersja na ruble była uznawana za naruszenie sankcji. Twardo się tego w Komisji Europejskiej trzymano, przypominali o tym najwyżsi rangą biurokraci brukselscy z Ursulą von der Leyen na czele, zaklinając, że gaz za ruble to złamanie europejskich sankcji. Jednak podstaw prawnych nie miało to żadnych, zapisane zostało w jednym z tysięcy dokumentów typu FAQ (odpowiedzi na najczęstsze pytania). A konsekwencje mogły być koszmarne - stanowisko Komisji groziło natychmiastowym odcięciem Unii od dostaw 40% importowanego gazu - kluczowego surowca dla przemysłu i energetyki. To doprowadziłoby do natychmiastowej katastrofy energetycznej i szerzej - gospodarczej.

Nic więc dziwnego, że poważni gracze, widząc już rozwijający się kryzys przemysłowy (spadek zużycia gazu i produkcji) i społeczny - horrendalnie rosnące rachunki dla gospodarstw domowych, którym zbyt długo nie da się tego ich refundować z kieszeni podatników - zachowali się racjonalnie.

P.S. Przypomnę: wcześniej pisałem, jak Rosja rzuciła wyzwanie systemowi finansów światowego handlu, a później, co tak naprawdę to oznaczało. W efekcie gaz ze wschodu przestał płynąć.

źródło: Andrzej Szczęśniak
fot. 123rf.com/zdj. ilustracyjne
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ