Zdaniem Szczęśniaka: Turów i inne nieszczęścia
Gdy 21 maja dopadły nas nasze zaniedbania i okazało się, że węgiel brunatny znalazł się na celowniku Unii Europejskiej, wydawało się, że niebo wali nam się na głowy. Jednak jak to mówi przysłowie, „nieszczęścia lubią chodzić parami”. Jednak i ono okazało się zbyt optymistyczne - oprócz Turowa posypało się z nieba znacznie więcej kamieni.

Turów pod coraz większą presją
Rozwój sytuacji wokół kopalni nie wygląda najlepiej. Gdy natychmiast po decyzji premier Morawiecki ogłosił, że spotkał się z Andrejem Babišem i dogadali się, że skarga zostanie wycofana, pomyślałem: „no, nareszcie, robimy politykę tak jak trzeba!” Niestety, rzeczywistość zaskrzeczała, w Czechach już okres przedwyborczy i żaden polityk nie narazi się na zarzuty o odpuszczenie Polakom takiej sprawy, wręcz przeciwnie, sprawa jest sztucznie podgrzewana, by emocje mobilizowały wyborców. Informację zdementowano, rozpoczęły się długie i bolesne negocjacje, z których docierają coraz mniej przyjemne dla nas wiadomości. A gdy już Komisja Europejska dołączyła do Czech w skardze, to już było jasne, że łatwo się z tego ambarasu nie wyłgamy. Zapłacimy jak za zboże, ale potem kupimy sobie nowe przysłowie… nie nie, nie myślałem o tym, że „przed szkodą i po szkodzie”…, ale że „środowisko musi kosztować”. Jak kiedyś bezpieczeństwo.
Nord Stream 2 doczołgał się do Niemiec
Po drugie Rosjanie ułożyli pierwszą nitkę rurociąg Nord Stream 2. Właśnie Rosjanie, bo poprzedni statek układający rurociąg po prostu porzucił pracę w popłochu uciekając przed amerykańskimi sankcjami. Rosjanie się zmobilizowali, uruchomili własne rezerwy i, co prawda 10 razy wolniej, jednak po półtora roku od tamtego wydarzenia własnymi statkami ułożyli już jedną nitkę. O czym poinformował cały świat prezydent Putin na kongresie gospodarczym w Petersburgu. Ogromny sukces Rosji, ale warto jednym zdaniem przypomnieć, że budowa już drugiego Północnego Potoku jest rezultatem tego, że odmówiliśmy przeprowadzenia takiego rurociągu przez Polskę na początku tego wieku. Miała to być druga nitka Jamał, którą Rosjanie zwali „pieremyczka”. Rosji udało się więc przełamać tak odmowę Polski, jak i huraganowy ogień zaporowy, który jedynie opóźnił budowę najbardziej kontrowersyjnego rurociągu świata.
.
Jamał wyschnie
I straciliśmy niestety nie tylko dodatkowe przesyły gazu i możliwe korzyści w postaci niższej ceny, ale chyba także i przesył przez działający polski odcinek Jamału. O ile bowiem Gazprom przeprowadził rok temu testy, jak można omijać Polskę, tak teraz zapowiedział obniżenie przesyłu przez nasz kraj gazu aż 8-krotnie! O ile wcześniej przesyłano Jamałem ponad 33 miliardy m3 gazu rocznie, o tyle na 4Q 2021 r. Gazprom zapowiedział przesył jedynie 1 miliarda m3, czyli rocznie 4 miliardy. To ściśle wiąże się z otwarciem Nord Stream 2 i nie zważaniem nawet na niezwykle niskie koszty przesyłu przez Polskę (3-krotnie niższe niż przez Ukrainę). To oznacza oczywiście wypadnięcie Polski z roli kraju tranzytowego, utratę dochodów, w tym także gmin, przez które przechodzi rura.
Ale oznacza też coś więcej. Do końca kontraktu importowego, a to już tylko półtora roku, Gazprom będzie przesyłał część zakontraktowanego gazu właśnie Jamałem (większość idzie przez Ukrainę). Później rura może wyschnąć na dobre i służyć tylko w sytuacjach awaryjnych, jako ratunkowy kanał eksportu. Ale już teraz może się skończyć tzw. „wirtualny rewers”, czyli odbieranie płynącego na zachód gazu, rozliczanie go z zachodnimi klientami Gazpromu i udawanie, że „to nie jest rosyjski gaz”. Teraz będzie trzeba kupować fizycznie gaz Niemiec. A to już zupełnie inna bajka.
Baltic Pipe utknął przez myszy i nietoperze
Na to, że jest to scenariusz bardzo realistyczny, wskazuje czwarte nieszczęście, które nas spotkało. Duńska Agencja Ochrony Środowiska zatrzymała na co najmniej 8 miesięcy budowę Baltic Pipe. Powód jak zwykle absurdalny przy ekologii: warunki życia orzesznic leszczynowych, nietoperzy i smużek leśnych. Czyli dobrostan myszy i nietoperzy wstrzymuje inwestycję za kilka miliardów euro, służącą dobrostanowi milionów ludzi. Lepiej żebyśmy mieszkali jak myszki w norach ziemnych, przecież kiedyś tak i było, a to stan bliższy naturze. Nieprawdaż?
Pytanie, co się za tym kryje? I tu pole do spekulacji jest ogromne, szczególnie że ekologia odegrała znaczącą rolę przy czysto politycznym wstrzymywaniu przez Danię pozwolenia na budowę Nord Stream 2. Zaryzykuję jednak tezę, że naprawdę chodzi o sprawy ekologiczne, czyli precyzyjnie mówiąc: klimatyczne i biznesowe. O tym, że Unia Europejska zaraz po wykluczeniu węgla, wzięła się za gaz ziemny, to wiadomo nie od dzisiaj. Ale teraz, gdy już najgorszą zarazę, czyli polski węgiel, wykorzeniła do cna - wzięła się za gaz na poważnie. Ucina więc finansowanie dla gazu, blokując inwestycje w krajach, które robiły je za unijne pieniądze i za unijnym pozwoleniem na rozmaite specustawy. I robi w ten sposób miejsce dla energii odnawialnej, żeby jej już nie tylko węgiel, ale i gaz nie przeszkadzał w podboju rynku.
Na ile nas oskubią?
Na koniec jeszcze jedno nieszczęście. Australijska spółka górnicza Praire Mining chce oskubać Polskę na 4,2 miliarda złotych. Spółka, która włożyła kilka milionów w plany wydobycia węgla w Polsce, wyfasowała nam taki rachunek z powodu niezdecydowania polityków, mętnych przepisów i ich interpretacji, no i oczywiście urzędniczej nieudolności (a może czegoś więcej). Za co mamy zapłacić? Za utracone przyszłe korzyści, gdyż być może tyle mogłaby zarobić, gdyby projekt się udał, a że się nie udał, więc odwołała się do międzynarodowego arbitrażu. A ten ma stawki dla prawników idące w dziesiątki tysięcy dolarów za godzinę i ponurą sławę rabowania państw słabych, z którymi zachodni prawnicy robią co chcą. Także poczujemy w portfelu te nieudane zagraniczne inwestycje i ich reguły gry.
Jak widać, ostatnie dni nie należały do najbardziej udanych.
Komentarze