Zdaniem Szczęśniaka: Litewska gazowa niepodległość, odsłona trzecia
Rząd Litwy zaproponował obniżenie o połowę dostaw LNG do terminalu "Niepodległość". Powód? Drożyzna.
Minister energii odchodzącego rządu ogłosił, że LNG z Equinor jest o połowę droższy niż gaz dostępny na rynku. To oficjalna informacja, dlatego ważna, jednak nie jest żadną sensacją. W zimie 2017/18 r. porównanie cen wypadało równie niekorzystnie dla energetycznej drogi wybranej przez Litwę. Amerykański LNG kosztował 265-295 dolarów, gdy cena eksportowa Gazpromu wynosiła 190 $.
Odchodząc już ze stanowiska (wraz ze zmianą rządu po wyborach) młody minister Žygimantas Vaičiūnas nie przebierał w słowach, nazwał tę sytuację "wrzodem na zdrowym rynku gazu". Zaproponował rezygnację z połowy zakupów, z 4 do 2 gazowców rocznie, gdyż dzięki temu można zaoszczędzić 20-30 milionów euro rocznie. Jest przecież kryzys, długi coraz większe, a obciążenia w pozycji budżetowej "bezpieczeństwo energetyczne" coraz trudniejsze do uniesienia. Jeśli tego kolejny rząd nie zmieni, koszty osiągną 200 milionów euro do końca obowiązywania kontraktu w 2024 r.
To są duże kwoty dla tak małego kraju jak Litwa - 14 razy mniej ludności, 11-krotnie mniejszy PKB czy 9-krotnie mniejsze zużycie gazu niż Polska. W przeliczeniu na naszą skalę gospodarki oznaczałoby to dopłaty 2 miliardów euro, czyli 9 miliardów złotych.
Ograniczenie zakupów LNG o połowę to tylko część ogólnych kosztów, więc ta decyzja generalnie obniżyłaby o 30% koszty bezpieczeństwa energetycznego, ponoszone przez użytkowników gazu. Sam wynajem statku regazyfikującego FSRU kosztuje Litwę 60 milionów euro rocznie. Koszty operacyjne to dodatkowo 70-80 mln euro rocznie. Z tego 45 mln to koszty operacyjne statku regazyfikatora, a 25-35 mln euro otrzymuje państwowa spółka Ignitis jako kompensację kosztów - różnicy między cenami nabycia gazu a cenami jego sprzedaży.
Opłatę tę ponoszą odbiorcy gazu i jest to oficjalna pozycja budżetowa uchwalana corocznie przez Sejm jako koszt bezpieczeństwa energetycznego. W 2020 r. wyniósł on 58 mln euro, z których 25 mln poszło na koszty gazu i pokrycie strat obowiązkowego dostawcy - państwowej spółki Ignitis. Jednak obciążone są nimi także przedsiębiorstwa, np. Achema, jedyny w krajach bałtyckich producent nawozów.
Terminal w Kłajpedzie jest wykorzystywany w 1/4, najwyżej 1/3 swoich mocy. Był planowany na pokrycie całego rynku krajów bałtyckich, jednak Łotwa i Estonia pozostały przy rosyjskim gazie. Jest znacząco za duży, a że w 2024 r. kończy się jego wynajem od Norwegów, więc powstaje pytanie, co robić dalej?
Rząd Litwy zaproponował wykupienie "Independence" po zakończeniu leasingu, a Sejm uchwalił taką decyzję 18 grudnia 2018 r. przytłaczającą większością. Za było 99 posłów, przeciw - zaledwie jeden, a 17 wstrzymało się od głosu. Minister Vaičiūnas informował wtedy, że roczny koszt jego utrzymania wynosi 66 milionów euro, a wykup obniży koszty o 23 mln rocznie. Jednak aby to osiągnąć trzeba najpierw zapłacić między 120 a 160 mln Euro za wykupienie gazowca. Więc trzeba będzie zaciągnąć kolejne kredyty.
Oprócz leasingu statku regazyfikacyjnego, podpisano także zobowiązanie do zakupu minimalnych ilości gazu LNG dla zapewnienia pracy instalacji. To właśnie te cztery statki rocznie, choć wcześniej było zakontraktowanych 6 dostaw. Jednak na skutek spadku popytu na gaz trzeba było przenegocjować kontrakt, zmniejszyć wolumeny- z 540 mln m3 (sześć gazowców) gazu rocznie do 350 mln (cztery gazowce). A że nie ma nic za darmo, trzeba było wydłużyć kontrakt do 10 lat. Jednak trudno pogłębiać te cięcia - wymogi techniczne bowiem są bezwzględne - co 88 dni terminal musi otrzymać gaz, to maksymalny okres gotowości instalacji do podjęcia regazyfikacji bez podtrzymujących dostaw. Stąd właśnie minimalnie 4 załadowania rocznie.
Patrząc na litewskie perypetie gazowe, można powiedzieć, że polityka energetyczna Litwy poniosła porażkę. Ignorowanie ekonomii - kosztu gazu dla gospodarki, powoduje tak poważne skutki, że nie pomaga przykrywanie ich hasłami o "niepodległości". Najpierw zakupiono jednostkę FSRU i wybudowano terminal, ale nie znaleziono klientów. Potem zmuszono odbiorców do kupowania gazu, a następnie obciążono wszystkich użytkowników kosztami funkcjonowania tego systemu. Jednak realia ekonomii przypominają o sobie przy każdym wahnięciu koniunktury, a co dopiero przy takim kryzysie gospodarczym, jak mamy dzisiaj.
Można przypomnieć, że przy budowie terminalu regazyfikacyjnego ówczesna prezydent Dalia Grybauskaite, twierdziła że "więcej nikt nas nie będzie mógł szantażować wysokimi cenami gazu i przez energetykę wpływać na naszą politykę i gospodarkę". Rzeczywiście, dzisiaj nikt nie musi szantażować, Litwa musi po prostu kupować drogi gaz, do tego zobowiązują ją podpisane kontrakty. Pytanie tylko, czy będzie dalej brnąć tą drogą donikąd?
Schemat instalacji regazyfikacyjnej FSRU w Kłajpedzie
P.S. Tekst ten może wydawać się fragmentaryczny, dlatego też nazwałem go "odsłona trzecia". Zachęcam do poznania historii litewskich bojów o bezpieczeństwo energetyczne. Kilka lat temu opisałem powstanie terminalu LNG w Kłajpedzie, jak skonstruowano całe przedsięwzięcie i jak naginano zasady ekonomii, by mógł funkcjonować. A wszystko to pod pięknym sztandarem "Niepodległości". Później przyjrzałem się losom litewskiego producenta nawozów Achema, który jest głównym klientem terminalu i od wielu lat buntuje się przeciwko narzuconym kosztom bezpieczeństwa energetycznego (a są one prawie równe funduszowi płac przedsiębiorstwa).
Komentarze