Partner serwisu
Tylko u nas
26 listopada 2024

Zdaniem Szczęśniaka: Naftowa dywersyfikacja zrealizowana

Kategoria: Aktualności

Bezpieczeństwo energetyczne Polski i naszego regionu chyba już nie jest problemem, bo temat zniknął. Ale realizacja haseł dywersyfikacji przekształciła się w coś dokładnie przeciwnego, niż zróżnicowanie źródeł dostaw.

Zdaniem Szczęśniaka: Naftowa dywersyfikacja zrealizowana

Po przedstawieniu P.T. Czytelnikom KierunekChemia.pl w poprzednim artykule („60-letnia Przyjaźń, w rozbudowie”), co się dzieje na południowej nitce rurociągu naftowego Przyjaźń, miałem pisać o północnej nitce. I napiszę. Jednak już przy tamtym odcinku, gdy przyglądałem się naszej części tego wielkiego systemu, moją uwagę przykuł pewien problem - bezpieczeństwo energetyczne.

Przez wiele lat problem był on niezwykle nagłaśniany przez media, to był prawdziwy huragan ostrzeżeń, jak to jesteśmy zagrożeni energetycznie, jak polski system zaopatrzenia w surowce (ropę, gaz) jest wadliwy. Straszono nas, że „Rosja zakręci naftowy (gazowy) kurek”, szantażując kraje kupujące od niej surowce energetyczne. Bez końca powtarzane zaklęcia ubierano w ramy teorii bezpieczeństwa energetycznego, którego sednem był właśnie strach przed owym „zakręceniem kurka”, a koniecznym remedium - dywersyfikacja. Pisałem o tym wielokrotnie, pokazując, co realnie za tym się kryje. No i okazało się, że stało się dokładnie odwrotnie. To nie Rosja nam, to my zakręciliśmy Rosji kurek z ropą. To Zachód, a my z nim, uderzył embargami, sankcjami, cenami maksymalnymi w ropę ze wschodu (a także w gaz, węgiel i mnóstwo innych produktów).

Więc wtedy receptą na domniemane (ale prawie pewne) zagrożenie była „dywersyfikacja”. Jak miała wyglądać? Powtarzano wciąż: nie nie chcemy całkowicie zrezygnować z rosyjskiej ropy, chcemy ją „zrównoważyć” i zabezpieczyć się przed „szantażem”. Ale dywersyfikacja także przekształciła się we własne przeciwieństwo.

Pierwszym przykładem są Czesi, którzy do końca roku mają rozbudować rurociąg TAL (Transalpine Oil Pipeline) a raczej IKL (Ingolstadt-Kralupy-Litvínov). Unowocześnione stacje pomp, systemy sterowania i kontroli, podwoją możliwości importowe ropy i zaspokoją w pełni potrzeby rafinerii w Czechach (to znaczy 8 mln ton rocznie). Chciałbym zwrócić uwagę Czytelnika na sformułowanie „w pełni”. Może ono bowiem umknąć, gdy uroczyście ogłaszane będzie, że „Czechy zakończyły swoją 60-letnią zależność od rosyjskiej ropy”.

Dzisiaj to nie jest zależność, to „korzystność”, a prawdziwa zależność i (nie)bezpieczeństwo energetyczne zacznie się wtedy, gdy czeskie rafinerie Orlenu zawisną jedynie na końcówce jednej rury, dokładnie jej odnogi, z Morza Śródziemnego. Dzisiejszy zrównoważony układ dostaw (połowa ropy z Przyjaźni, połowa z TAL / IKL) ma zostać zniszczony i Czechy będą zależne tylko od jednego fizycznego systemu dostaw ropy naftowej. Nie dość że biznesowo znacznie mniej opłacalnego, to jeszcze infrastrukturalnie bardzo wrażliwego. Jak widać dywersyfikacja w krystalicznie czystej postaci.

To, do czego dążą dziś Czesi, my już zrealizowaliśmy. I jak się okazuje, po przeprowadzeniu procesu „dywersyfikacji”, pod względem bezpieczeństwa dostaw cały polski przemysł rafineryjny wisi na cienkiej nitce morskiego terminalu naftowego i rurociągu Pomorskiego. A przecież to miało być narzędzie zróżnicowania dostaw, a nie jedyne źródło. A doszliśmy do tego, że dzisiaj jest to jedyne, powtarzam JEDYNE, połączenie polskich rafinerii ze źródłami ropy. Więc patrząc na radość w Naftoporcie z powodu rosnących obrotów (18 milionów ton w 2021 r., 24,5 mln w ‘22 i 35 mln w ‘23) warto pamiętać, że dla rafinerii sytuacja jest groźna.

Dzisiaj „wiszą” one na tej jednej nitce, i to wyjątkowo napiętej. Naftoport (Terminal Naftowy Gdańsk) rocznie może przeładować 36 mln ton ropy i 4 mln ton produktów. Ten kluczowy punkt w systemie dostaw ropy dla polskich rafinerii pracuje na pełen gwizdek, a nawet powyżej swoich możliwości. Przez cztery stanowiska przeładunkowe w ubiegłym roku przeszło 35 milionów ton ropy. A w tym roku ilości te jeszcze wzrosły o blisko 8 procent (za 9 miesięcy). To oznacza 38 mln ton ropy w tym, już ponad możliwości techniczne. To nie wygląda najlepiej.

Warto przypomnieć, że przed realizacją dzisiejszej „dywersyfikacji”, w dużo bardziej racjonalnych czasach, zróżnicowanie dostaw było znacznie większe. W 2005 roku, choć Przyjaźń mogła przesłać nominalnie 42 miliony ton, przesłaliśmy aż 51 milionów. Do polskich rafinerii poszło 18 mln ton, zachodnią nitką płynęła ropa do Niemiec – aż 24 mln ton. Był także eksport ropy z Rosji - 9 mln ton, na którym zarabiał Naftoport. Na takim układzie zarabiała też gospodarka narodowa, gdyż za przesył płacili zagraniczni kontrahenci i pieniądze napływały do Polski. Dzisiaj za to płaci każdy kierowca w cenach paliw, jest to koszt wewnętrzny. Nie mówiąc już o kosztującej setki milionów złotych infrastrukturze rurociągowej, która (szczególnie wschodnia nitka) leży ledwo używana w ziemi i zaczyna rdzewieć.

Warto na koniec przypomnieć, że rosyjska ropa to fundament przemysłu rafineryjnego naszego regionu. Że była to jedyna przewaga konkurencyjna naszych rafinerii, szczególnie w krajach bez dostępu do morza, jak Węgry, Słowacja, Czechy czy choćby Serbia. Pozbawione jej rafinerie naszego regionu będą bezsilne wobec nowych mocy przerobowych takich potentatów jak Chiny, Arabia Saudyjska czy Indie. Jeśli komuś wydaje się to niemożliwe, niech popatrzy na polski węgiel. W nim mamy własne złoża, ogromne na naszą skalę zasoby, co stanowi ogromną przewagę konkurencyjną, a przemysł węglowy jest zamykany. W przemyśle rafineryjnym jedynej przewagi – dostępu do taniej rosyjskiej ropy, zostaliśmy właśnie pozbawieni.

O polsko-niemieckim radzeniu sobie z ropą naftową z Rosji TUTAJ

fot. 123rf
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ