Partner serwisu
Tylko u nas
20 listopada 2023

Zdaniem Szczęśniaka: Ropa w dół, paliwa w górę... Ki diabeł?

Kategoria: Aktualności

Cuda, Panie, cuda! Gdy ropa spada o 10 dolarów, w Polsce ceny paliw rosną (rosną, nie spadają) o 50-60 groszy. Co jest?

Zdaniem Szczęśniaka: Ropa w dół, paliwa w górę... Ki diabeł?

Tydzień temu opisywałem, co się dzieje w ostatnich tygodniach z cenami ropy. No spadły, o 10 dolarów. Może niewiele, ale spadły. Słabł także dolar, wzmacniał się złoty, więc w polskich walorach ropa była jeszcze tańsza. Jak pisałem "w idealnym świecie kierowcy na stacjach zapłacą o 30 groszy mniej za paliwo."

Tylko że świat idealny to nie jest. Otóż w okresie tych trzech tygodni paliwo nie staniało na stacjach, ale ZDROŻAŁO. Powtórzę: zdrożało!

Od 18 października do 8 listopada benzyna o 50 groszy (z 6,05 do 6,55 zł), a olej napędowy aż o 60 groszy (z 6,10 do 6,70 zł/l). Niezwykłe! Dokładnie odwrotnie, niż powinny się zachować ceny w idealnych rynkowych warunkach, gdy cena kluczowego surowca pikuje w dół.

Cóż się więc wydarzyło?

Jednak zanim dojdziemy do sedna, przyjrzyjmy się podatkom, które w strukturze ceny paliw zajmują ogromną część. Koszt zakupu ropy, przerobu, transportu i sprzedaży detalicznej, to dzisiaj zaledwie 60% ceny. Reszta to podatki: akcyza, opłata paliwowa, opłata emisyjna i VAT. Ale one się ostatnio nie zmieniły. Więc nie one są przyczyną tego dziwnego zjawiska.

Przyjrzyjmy się też niewielkiemu składnikowi, który powstaje na końcu łańcucha logistycznego - to marża detaliczna. Czyli ile groszy na litrze paliwa zostaje na stacji benzynowej. I tutaj też niewiele się zmieniło, tak na początku tego okresu, jak i na końcu marże wynosiły powyżej 20 groszy na litrze (choć na dieslu wzrosły o kilkanaście groszy). Jednak w czasie analizowanego okresu marże na stacjach spadły w pobliże zera. Tak jest w okresach szybkich wzrostów cen producenta, gdy najtrudniej przełożyć ten wzrost na ceny na stacji. Te zarabiają lepiej w okresach spadku cen paliw. Nikt, media, politycy, łącznie z klientami, nie napiera na nich, by obniżyli ceny, choć koszt dostaw spada. Wtedy mogą odrobić gorsze czasy, gdy ceny szybko rosły.

I tu dochodzimy do przyczyny tego całego cudu cenowego. To producenci, a raczej jedyny, który z nich się ostał, czyli Orlen. To nasz narodowy koncern podniósł ceny, gdy ropa leciała w dół. 

I, o paradoksie, gdy Orlen z powodów wyborczych obniżał swoje marże, krzyk i rwetes był potworny, Wszędzie było o tym słychać, jaki jest zły. Politycy i media na wyścigi wyliczali, o ile ceny paliw są zaniżone. Takiego nieeleganckiego słowa oczywiście nie używa się, przecież kierowca mógłby sobie pomyśleć, że opozycja chce wyższych cen. Więc słowem kluczem było "nierynkowe". Ceny paliw były nierynkowe, "odbiegały od wartości rynkowych". [7]

Teraz... cicho. Ceny Orlenu i na stacjach, podniosły się mocno, więc chyba już "nie odbiegają od wartości rynkowych".

Co się realnie stało, widać dokładnie, gdy porówna się marże rafineryjne, tzw. kraki [*] (refinery cracks). Jeśli ta prosta różnica między ceną sprzedaży hurtowej Orlenu, oczyszczonej z podatków (opłaty emisyjne, paliwowe i akcyza). Na początku badanego okresu wynosiła dla diesla 73 grosze, to na koniec się podwoiła - doszła do 1,45 zł na litr. Tyle marży ma Orlen na litrze przerobionego oleju napędowego. Podobnie w benzynach - z 56 groszy, marża podskoczyła do 1,28 złotego na litr, czyli nawet więcej niż podwoiła się. 

No jak tak domagaliśmy się "rynkowych" cen, to je mamy.

Chociaż one nie za bardzo są rynkowe. Jeśli bowiem porównać je do marż europejskich rafinerii naszego regionu to nasze polskie są o wiele wyższe. A w owym okresie „zaniżania cen” zbliżyły się do nich. Ale to już temat na następną opowieść…

- - -

P.S. Taką kalkulację przeprowadza się w postaci tak zwanych "cracków" czyli przyjmujemy, że każdy z wielu produktów, rafinowanych z ropy naftowej bierze na siebie koszt odpowiedniej części ropy, w uproszczeniu, że litr surowca idzie litr produktu. To uproszczenie oczywiście, ale niewielkie. Pozwoli nam za to wyliczyć z grubsza, jak dochodowe jest przetworzenie litra na benzynę, a jak choćby na ciężki olej mazut. Na tym ostatnim ponosi się straty, to znaczy za każdy litr mazutu otrzymamy około 50 groszy mniej, niż kosztuje nas ropa. Więc ogranicza się jak tylko można taką produkcję. Ale niewiele się da, a zmniejszanie udziału tzw. czarnych produktów słono kosztuje.

Rynek jak widać nie jest idealny, zakłócają go takie choćby wydarzenia jak wybory...

fot. 123rf
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ