Partner serwisu
Tylko u nas
04 września 2023

Zdaniem Szczęśniaka: Indie rozgrywają naftowe sankcje

Kategoria: Aktualności

Indie to kraj odległy, egzotyczny, ale jest w ciekawej i podobnej do Polski sytuacji, patrząc od strony przemysłu rafineryjnego. Jednak w chwilach napięć geopolitycznych zachowuje się zupełnie inaczej niż my. 

Zdaniem Szczęśniaka: Indie rozgrywają naftowe sankcje

Indie mają specyficzną pozycję na globalnej scenie naftowej - to trzeci największy globalny konsument ropy naftowej, który nie posiada dużych złóż, więc musi importować 85% tego niezbędnego surowca (procentowo trochę mniej niż Polska). Pomimo tak trudnej sytuacji Indie postawiły na własny przemysł rafineryjny. Zagraniczne koncerny naftowe, które opanowały Indie po II Wojnie, zostały znacjonalizowane w latach 70-tych, a w 90-tych - do biznesu naftowego wpuszczono prywatny kapitał. Wtedy powstał największy prywatny indyjski koncern Reliance (właściciel Mukesh Ambani, najbogatszy człowieka Azji), który dzisiaj posiada największą rafinerię na świecie - Jamnagar w prowincji Gujarat, przerabiającą 62 miliony ton ropy rocznie. Drugiego prywatnego gracza sprzedano Rosjanom i od 2017 r. działa jako Nayara Energy. Te dwa prywatne koncerny to główni eksporterzy produktów i importerzy ponad połowy rosyjskiej ropy.

Indyjskie moce rafineryjne są naprawdę imponujące, to po USA i Chinach trzecia globalna potęga rafineryjna, produkująca 250 milionów ton produktów naftowych rocznie, z czego znacząca część idzie na eksport. Z jednej strony są trzecim światowym importerem ropy, a z drugiej - czwartym największym eksporterem produktów naftowych (tu się z Polską rozchodzą indyjskie drogi, my jesteśmy potężnym importerem także paliw). Ropa naftowa to największy koszt indyjskiego bilansu handlowego, ale za to produkty naftowe są na pierwszym miejscu eksportowanych towarów (u nas obie pozycje przyczyniają się do deficytu bilansu handlowego). 

Gdy my krok po kroku odcinaliśmy się od dostaw ze wschodu, indyjski import rosyjskiej ropy i paliw od wybuchu wojny rósł z miesiąca na miesiąc, bijąc kolejne rekordy. Rosja stała się największym dostawcą do Indii (rok wcześniej była 10-tym), osiągając w maju ‘23 ponad 2 miliony baryłek dziennie (3-krotnie więcej niż zużycie w Polsce). Wcześniej kupowano z Rosji marny procent ropy, by w 2022 roku zwiększyć 22-krotnie zakupy, a w lecie '23 dojść aż do 40% udziału rosyjskich dostaw w imporcie.

Pomimo tak wielkiej dynamiki, Indie mają wciąż bardzo dobrze zrównoważone źródła dostaw. W roku fiskalnym (04.22-03.23) w Rosji kupiły 50,8 mln ton ropy, w Iraku - 50,3 mln, w Arabii Saudyjskie prawie 40 mln ton. Generalnie import wyniósł 178 mln ton, więc udział Urals i innych rosyjskich gatunków to zaledwie 29%. Jednak finansowo są one bardzo atrakcyjne - Indie za rosyjską ropę zapłaciły 31 miliardów dolarów, a za prawie taką samą ilość irackiej - o 2,4 miliarda $ więcej. W Indiach potrafią liczyć, każdy dolar w cenie ropy wyżej to miliard dolarów wyższe koszty importu, a 10 dolarów obniża już PKB Indii o pół procenta.

Indyjskie rafinerie doskonale zarabiają na tym interesie, kupując rosyjską ropę zwykle o 10 dolarów taniej (około 15% ceny). Gdy iracka kosztowała 90 $/b, saudyjska - 100 $, za rosyjską płacono 83 dolary. Na przeciętnym tankowcu zysk indyjskich rafinerii wynosi 10 milionów dolarów, a statków z rosyjską ropą przybywa dziesiątki miesięcznie. Interes jest świetny, szacuje się, że gospodarka w ciągu 2022 roku zyskała dzięki importowi taniej rosyjskiej ropy 3,6 miliarda dolarów. Jak widać, Indie rzeczywiście świetnie wychodzą na sankcjach naftowych Zachodu przeciwko Rosji.

Dzięki importowi Indie zaczęły też więcej eksportować produktów naftowych, stały się największym dostawcą paliw do Europy. Zastąpiły wyrzuconą z niej Rosję. Paradoks polega na tym, że indyjskie produkty powstają właśnie z rosyjskiej ropy.

Nie zwracają przy tym uwagi na publiczne pouczenia czy zakulisowe szantaże sojuszników. Czas geopolitycznych zawirowań to właśnie najlepszy moment na dobre interesy. Więc później nie muszą skarżyć się mediom, jak prezes Orlenu, który po zerwaniu kontraktu z rosyjskim Tatnieftem, mówił Financial Times, że "utrata rosyjskiej ropy kosztuje Orlen 27 milionów dolarów dziennie, gdyż dyferencjał Urals wynosi 30 $/b, a Orlen musi kupować droższe gatunki ropy." I według niego "to jest koszt rynkowy, który ponosi każda firma, nie importująca ropy z Rosji".

Indyjscy rafinerzy inaczej definiują widocznie "rynek", bo na takich właśnie okazjach świetnie zarabiają.

fot. 123rf
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ