Co szkodzi polskim kopalniom
Polskie górnictwo ma poważne problemy. Przy okazji wyborów te problemy pojawiają się na ulicach, więc i na ekranach telewizorów. I wtedy politycy ruszają do boju, odwołując się do chwytliwych haseł, które podobają się publiczności, ale pokazują rzeczywistych źródeł problemu.
Przypisując rosyjskiemu importowi problemy polskiego węgla, nie bierze się pod uwagę podstawowych uwarunkowań. Jesteśmy węglowym Kuwejtem Europy – 85% zasobów węgla Unii jest w Polsce. Potencjał polskiego górnictwa jest ogromny – jeszcze 25 lat temu wydobywaliśmy ponad 190 milionów ton czarnego złota. Potencjał ten kiedyś był ograniczany poprzez zamykanie kopalni, masowe zwolnienia, obecnie blokuje się rozwój efektywnych, prywatnych przedsiębiorstw, odmawiając im pozwoleń na zagospodarowanie nowych złóż.
Potencjał węglowy Polski jest ograniczany przez szybko spadające zużycie krajowe - w ciągu siedmiu lat zmniejszyło się o ponad 8 milionów ton, tj. o 10%. Nie ma dla kogo produkować, więc węgiel idzie na hałdy.
W tym samym czasie koszty produkcji węgla kamiennego wzrosły ze 174 złotych na tonę do 302 zł - aż o 74%! To zabiło konkurencyjność eksportową, więc polski potencjał węglowy dusi się na krajowym rynku. Z czego wziął się tak wielki wzrost kosztu? Ze złego zarządzania sektorem, o którym były premier Tusk mówił: „nie może być mowy o tym, aby ludzie niekompetentni z jakiegoś klucza - towarzyskiego czy politycznego - funkcjonowali w spółkach węglowych”. Po wielu latach rządzenia mówienie „nie może być mowy” wskazuje, że to tylko wymówka. Jasno widać, że relacje na linii państwo – spółki, jak i samo zarządzanie w spółkach – nie jest wzorcowe, by bardzo oględnie ująć problem.
Tymczasem jako rozwiązanie problemu (oczywiście importu węgla) politycy mają swoje propozycje – koncesje i certyfikaty. Bardzo dobra propozycja, ale dla wzrostu biurokracji (kolejne etaty już są wyliczone w projekcie ustawy). Bardzo zła dla przedsiębiorców - kolejne opłaty, mitręga biurokratyczna, idąca za nią korupcja. Stracą też odbiorcy – w małych miastach zamiast kilku składów węgla, będzie jeden albo wcale, bo przedsiębiorców będzie mniej. Że od tego polepszy się jakość... jakoś trudno mi uwierzyć.
Poza tym koncesje całkowicie mijają się z tym, co się dzieje na rynku. Za spadek sprzedaży węgla nie odpowiadają drobni odbiorcy – oni kupują nawet więcej węgla. To elektrownie – one zmniejszyły zużycie aż o ponad 7 milionów ton – o 15%. A elektrowniom z pewnością żaden system koncesjonowania nie jest potrzebny.
Jak widać, podstawowe liczby pokazują nam zupełnie inne problemy i zjawiska, niż słyszymy w telewizji. Ale liczb, twardych danych unikają w debacie publicznej jak diabeł święconej wody. No.... chyba że chodzi o „wysokie” płace górników, ich „przywileje”, bo ponoć zarabiają straszliwe kokosy za swoją lekką, bezpieczną, nie szkodzącą zdrowiu pracę. Przecież tego czego nam naprawdę potrzeba w Polsce to dalszego obniżania płac.
Choroba polskiego górnictwa jest bardzo ciężka, może nawet jest to gangrena. Politycy aplikują mu złą kurację, naklejając plaster w całkiem niewłaściwe miejsce. Ten plaster zbyt septyczny też nie jest, raczej może być zarodnikiem nowych zarazków. Obyśmy niedługo nie usłyszeli komunikatu: „operacja się udała, pacjent zmarł”. Oby.