Partner serwisu
13 marca 2024

Zdaniem Szczęśniaka: Komisja chce ratować klimat, nie przemysł

Kategoria: Aktualności

Dlaczego Unia zmuszając i dopłacając do OZE, wyznaczając coraz wyższe cele klimatyczne, nie dostrzega upadającego przemysłu?

Zdaniem Szczęśniaka: Komisja chce ratować klimat, nie przemysł

Po długiej walce grup interesów w brukselskich gabinetach, zapadła decyzja: Kadri Simson ogłosiła, że Unia nie zamknie granic przed chińską fotowoltaiką, oczywiście deklarując, że wesprze rodzimych producentów. Wszystko jasne - to klarowny sygnał dla producentów, żeby pakowali walizki.

Unia długo uciera interesy przy nowej dyrektywie, która ma być dopalaczem zielonej energii. To Net Zero Industry Act, ale niech słowo „industry” was nie zwiedzie… to jest przepis na jeszcze większą ilość instalacji paneli i wiatraków. O przemyśle (industry) tam prawie nic. Dyrektywa czyści przedpole, usuwa się przeszkody w lokalizacji instalacji, przyspiesza aukcje na moce, buduje jakieś "doliny przemysłowe"... Preferuje się produkty, ale bardziej ze względu na parametry klimatyczne, niż lokalne pochodzenie. Takie pomysły przed ogromną różnicą w kosztach – nie ochronią. Poza tym niedługo nie będzie już kogo chronić.

Pustych obietnic unijnych komisarzy po drodze było bowiem bez liku. Ta sama Kadri Simson w marcu ‘22 mówiła: „Musimy przywrócić produkcję w EU i Komisja zrobi wszystko, żeby to się stało". Po dwóch latach można jasno stwierdzić, że to "wszystko" to puste gadanie, bo Komisja przez ten czas nie zrobiła NIC. Ta sama komisarz dzisiaj twierdzi, że "jest potężny kontrast między szybkim instalowaniem fotowoltaiki, a bardzo kruchą sytuacją europejskich producentów, przygniecionych ogromną ilością taniego importu".

Komisja przyznaje wprost: „producenci bankrutują”. Ale ani myśli ich bronić, gdyż "ochrona rynku nie spowoduje odbudowy przemysłu europejskiego". I przywołuje jakoweś modele ekonomiczne, które mówią, że efektem będzie spadek instalacji fotowoltaicznych o 30%.

Unijni biurokracji, sterowani przez grupy interesu, boją się prowadzić polityki przemysłowej w zielonej energii. Powód jest jasny: transformacja energetyczna jest niezwykle kosztowna, obciążająca odbiorców, szczególnie najuboższych, a na dodatek przemysł, który do tej pory udawało się jakoś chronić. Jeżeli także źródła energii słonecznej podrożałyby znacząco, byłaby to ta słomka, która łamie grzbiet wielbłąda (czyli europejskiego dobrobytu).

Tak więc w wielkich europejskich dyrektywach, w które po długotrwałych negocjacjach wpisuje się interesy wszystkich znaczących grup, nie ma miejsca dla europejskiej produkcji. Klimatyczne lobby w Brukseli to nie przemysł, to deweloperzy, którzy na tanich chińskich produktach zarabiają krocie. To jest ta grupa wpływu, która "trzęsie" Brukselą, dla której nie przemysł się liczy („Chińczycy wyprodukują taniej”). Deweloperzy to nie branża energetyczna, to biznesowe narzędzie, zarządzane  przez instytucje finansowe, czyli prywatny kapitał, który znalazł sposób na świetne zyski ze „złotego sektora” gospodarki. Poprzez OZE właśnie, której model biznesowy daje im szybki zwrot inwestycji. Dlatego gdy dochodzi do prób ochrony przemysłu – krzyczą, że to katastrofa. Dla ich zysków – z pewnością.

Dlatego wciąż powtarzają, że "musimy być pragmatyczni w ograniczaniu naszej zależności". I że ta zależność jest "krótkotrwała". W odcinaniu się od rosyjskich surowców pragmatyczni być nie powinniśmy, wręcz jest grzech śmiertelny, a przy nieporównywalnie większej dominacji chińskiej produkcji fotowoltaicznej - mamy być pragmatyczni.

Mają oni globalne koneksje, dlatego będą produkować tam, gdzie tańsza praca lub większe dopłaty ze strony państwa. Nie przejmując się tym, że tworzą globalne monopole, całkowicie oczywiście przypadkowo (uwaga: ironia!), umiejscowione w Chinach.

Jakie scenariusze? Europa staje się powoli rynkiem zbytu, mocno dopłacającym ze wspólnej kieszeni do instalacji. Moim zdaniem będzie po prostu importować chińskie panele, opowiadając jednocześnie bajki o ochronie przemysłu i „niezależności energetycznej”. Zaklinanie rzeczywistości przez Komisję EU, że w 2030 r. będzie 2 razy więcej (30 MW) potencjału produkcyjnego tych urządzeń w Europie, należy bowiem między bajki włożyć. Podobnie jak ogromną większość zapowiedzi, w które europejski przemysł już nie wierzy i dlatego żąda gwarancji ("Przemysł wzywa Brukselę do otrzeźwienia") i udziału w podejmowaniu decyzji. Tak na marginesie, jeszcze niedawno, w grudniu 2022 r., gdy Unia zakładała stowarzyszenie "słonecznego przemysłu" (ESIA) te 30 MW produkcji rocznej miało być osiągnięte w 2025 roku. Teraz oddaliło się w bardziej odległą przyszłość.

Jak widać, Bruksela nie tylko z przemysłem ciężkim („Ciężki przemysł i klimatyczne cła”) żegna się bez zbytecznego żalu.

 

fot. 123rf
Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ