Zdaniem Szczęśniaka: Europa płaci za pożegnanie z dieslem
Europa ubiegłego lata odcięła się od rosyjskiej ropy, wprowadzając 5 grudnia embargo. Odcięła się także od importu rosyjskiego oleju napędowego, z tym że odłożono ten krok do 5 lutego '23. Był to bowiem krok jeszcze trudniejszy. Przyjrzyjmy się, jak to wyglądało.
Unia w globalnym rozdaniu paliwowym
Rosja eksportowała olej napędowy głównie do Europy, średnio 683 tysięcy baryłek dziennie w 2021 r. (37 milionów ton/rok). Dla wyobrażenia, to 150% polskiego zużycia.
Tuż przed wejściem embarga dieslowego w życie, na przełomie roku, Unia przygotowując się do utraty dostawcy ponad 40% importu, kupowała paliwo na zapas. W styczniu to było 80 tys. ton dziennie, znacznie wyżej niż rok wcześniej, w grudniu jeszcze więcej - 110 tys. ton. Dało to poduszkę bezpieczeństwa na dwa-trzy miesiące. Trudno się dziwić, rosyjskie dostawy zastąpić nie jest tak łatwo.
Oczywiście miejsce Rosji zajęli inni dostawcy - taka jest natura globalnego rynku. Jednak realnie wygląda to tak, że rosyjscy eksporterzy wysyłają produkt do Afryki, Azji czy Ameryki Południowej. Płacą oczywiście frycowe za wystawienie ich za drzwi, więc sprzedają paliwa (tak jak i ropę czy węgiel) znacznie taniej. I drożej płacą za transport, bo wiadomo, statek płynie do Gdyni 2 dni, a do Indii - 40 dni. Za to Europa wręcz przeciwnie, importuje z tych regionów, więc kupuje paliwa znacznie drożej, bo płaci za większe koszty dostawy i dodatkową premię za głupotę (jak w gazie ziemnym). Miejmy nadzieję, że nie będzie ta premia aż tak koszmarnie wysoka.
Gran w tę grę taka choćby Turcja, która stała się po wprowadzeniu embarga największym kupcem rosyjskich paliw. Ale jest także eksporterem, również do Unii. Więc jak może zwiększa eksport paliw, a zastępuje je na krajowym rynku rosyjskimi. Tanimi i kupowanym z dyskontem, bo Rosja jest na musiku (żeby sprzedać). Europa dobrze płaci, bo jest na musiku (żeby kupić).
Arabia Saudyjska, rosyjski partner w OPEC+, też zwiększyła zakupy diesla aż 10-krotnie - do 190 tysięcy baryłek dziennie (10 milionów ton rocznie). Eksport do Europy także poszedł w górę. Saudyjscy traderzy zarabiają duże pieniądze na tym procederze, kupując diesel po $60 - $70 za baryłkę, czyli płacąc o 20 dolarów mniej niż na rynku. Jeśli dodać jeszcze premię, płaconą przez Europę, biznes robił się znakomity. Ile z tych interesów zrobiły rosyjskie firmy zakotwiczone w "zaprzyjaźnionych" jurysdykcjach, to jedynie najlepsze służby specjalne wiedzą.
Nowym źródłem dostaw diesla na Stary Kontynent stały się także Stany, które w maju wyeksportowały 290 tysięcy baryłek dziennie (15 mln ton/r), rekordowe ilości od lat. To połowa z 600 tys. baryłek diesla, które wcześniej dostarczała Rosja. Ameryka tak jak i w ropie, LNG, także w dostawach diesla, zapewniła sobie pierwszorzędny rynek zbytu.
Jak to na globalnym rynku działa? Amerykanie tracą brazylijski rynek (prawie 60% importu diesla w '22 z USA), gdy rosyjski diesel przypływa tam, wygrywa konkurencję cenową z amerykańskim (jest tańszy o 20-30 groszy na litrze). Amerykańscy eksporterzy przekierowują więc statki do Europy, która płaci znacznie drożej, bo nie chce kupować taniego rosyjskiego paliwa. Proste.
Ceny wysokie, były i są
Pytają się mnie, ile wzrośnie z tego powodu cena diesla? Nie zauważyli, że już wzrosła? Tak, już za to zapłaciliśmy. Dzisiejsze rynki finansowe - dyktator cenowy, tak w ropie, gazie, paliwach, jak i w energetyce - już zdyskontowały tę sytuację zagrożenia. Cały rok 2022 był mięsistym rokiem dla spekulacji i wspaniałym dla rafinerii, które zarabiały krocie na dieslu. Nawet wcześniej, podobnie jak w gazie ziemnym, już w lecie 2021 było widać nasilone gry na zwyżkę diesla (ciekaw, kto miał tak wcześnie przeciek o wojnie?), ale po lutym '22 ceny rzeczywiści oszalały, rosnąc w Europie z 1,1 - 1,3 €/l do 1,8 -2,0 euro. Dzisiaj mamy około 1,6 €/l, czyli drożej niż dwa lata temu, na poziomie tuż sprzed wojny ukraińskiej. Dalej nas ta sytuacja nieźle kosztuje, biorąc pod uwagę, jak masowy to towar i że głównie służy do transportu produktów.
Tak to wygląda - lepszą okazją do spekulacji i zysków są wydarzenia przyszłe, gdy powstaje dopiero ryzyko, zagrożenie, brak równowagi. Potem, gdy już coś się zmaterializowało (lub nie) to zieeew... nuuuda... Na czym tu spekulować?
Zapewniam, znajdzie się nie jeden powód. Zagrożenie jest rzeczywiście realne, choć powody do wzrostu cen są całkowicie wirtualne. Gdy pojawia się jakiekolwiek napięcie na rynku, natychmiast zlatują się stada "inwestorów", czy raczej hazardzistów. gotowych zainwestować w "nowy gatunek aktywów" (spekulacyjnych), czyli instrumenty finansowe oparte na ropie, gazie, LNG czy paliwach. I Europa będzie ostro płacić za każdą niepewność na rynku. Dlaczego? Bo pozbawiła się stabilnego dostawcy, który takie spekulacje uniemożliwiał. Szczególnie w sytuacji braku globalnego deficytu średnich destylatów, który tworzy dzisiaj świetny grunt dla spekulacyjnych gierek.
Tydzień temu znowu media (a one grają do jednej bramki z finansowymi spekulantami) opisywały kolejną, letnią panikę w europejskim dieslu. Wszystko może być powodem do ogłoszenia paniki - jakaś awaria w rafinerii, spadek sprzedaży dostawcy. A efekt jest zawsze ten sam: wysokie premie dla graczy, wysokie ceny dla kupujących.
Komentarze