Partner serwisu
07 listopada 2016

Na poważnie o poważnych awariach – rozmowa z Krzysztofem Kleinem

Kategoria: Artykuły z czasopisma

– Polskie prawo jest bardzo restrykcyjne i praktycznie każde zdarzenie, w którym mamy do czynienia z substancją niebezpieczną, kwalifi kuje się jako poważną awarię. Tak podchodzą do tego organy państwowe – mówi Krzysztof Klein, dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Technicznego Grupy Azoty Zakłady Chemiczne „Police” S.A., z którym rozmawiamy na temat relacji przemysłu chemicznego z administracją, o kulturze bezpieczeństwa i… strażakach.

Na poważnie o poważnych awariach – rozmowa z Krzysztofem Kleinem

Czym według pana jest poważna awaria?

Trudne pytanie, ale nie dlatego, że nie wiem, czym ona jest. To niespodziewane zdarzenie, w wyniku
którego może ucierpieć zdrowie pracowników, a co gorsze może doprowadzić do ich śmierci. Kłopot z odpowiedzią na to pytanie wynika z tego, że polskie prawo jest bardzo restrykcyjne i praktycznie każde
zdarzenie, w którym mamy do czynienia z substancją niebezpieczną, kwalifi kuje się jako poważną awarię. Tak podchodzą do tego organy państwowe.

Jak zatem rozmawiać o zdarzeniach awaryjnych i tych „nieprawidłowościach” w prawie z przedstawicielami administracji?

W Grupie Azoty Police, jako jednym z pierwszych dużych zakładów chemicznych, udało nam się ustalić i określić z administracją regionalną, czyli z naszym Wojewódzkim Inspektoratem Ochrony Środowiska (WIOŚ), ile substancji faktycznie powinno zostać wyemitowanych do środowiska, aby rzeczywiście mówić o poważnej awarii. Dlaczego jest to tak istotne? Bo wszystko, co dzieje się na terenie zakładów, takich jak ten w Policach, jest dynamiczne i nie ma „perfekcyjnej techniki”. Tu zawsze będą emitowane do środowiska pewne ilości związków chemicznych, chociażby dlatego, że każda instalacja ma zawory bezpieczeństwa, które mają prawo wyemitować pewną ilość substancji. To forma zabezpieczenia instalacji. Przykład. Doszło do emisji kilograma substancji niebezpiecznej, np. amoniaku. Czy to jest poważna awaria? W rozumieniu praktyków – nie, jest to zwykłe, kontrolowane uwolnienie. Natomiast niedoświadczony inspektor może potraktować to jako poważną awarię. Dlatego cały czas szukamy zrozumienia w administracji. Nie po to zakładamy najnowocześniejsze zabezpieczenia, kontrolujemy instalacje na bieżąco, a co najważniejsze – jesteśmy świadomi, z czym mamy do czynienia, aby później dochodziło do konfl iktów wynikających wyłącznie z interpretacji przepisów.

A co z substancjami, które nie kwalifi kują firmy jako zakładu dużego ryzyka?

Tu również jest duże niezrozumienie. Myślę tu o kwasach, o których nie mówią dyrektywy unijne
Seveso II i III; o ich wycieku, nieszczelności rurociągów. Dla pospolitego obserwatora, który nie zna technologii, każdy wyciek od razu jest poważną awarią. Dlatego też wprowadziliśmy szczelny system, w którym kwalifi kujemy każde zdarzenie. Jeśli któreś z nich przypuszczalnie może być poważną awarią, natychmiast powiadamiamy uprawnione do tego instytucje.

Jest to stosowane w całej Grupie?

Tak. Opowiedzieliśmy kolegom, co zrobiliśmy, jakie zastosowaliśmy segmentowe założenia i jak wygląda
nasza współpraca z instytucjami. Pozostawiliśmy tylko swobodę w Grupie w zakresie uzgodnienia poszczególnych ilości substancji niebezpiecznych mogących kwalifikować zdarzenie jako potencjalnie niebezpieczne.

Z czego to wynika?

Z różnych lokalizacji spółek i ilości substancji, które kwalifi kują nas do zakładu dużego bądź zwiększonego
ryzyka. Mamy też swoje uzgodnienia z WIOŚ odnośnie wyemitowanych ilości i tego, od jakiego momentu
mówimy o poważnej awarii. To jest kluczowe w całym systemie. Spisaliśmy wspólną notatkę, która będzie przyczynkiem do tego, aby opracować wytyczne dla nas i wytyczne, które obowiązywałyby stosowne instytucje, tylko po to, aby wyeliminować brak wiedzy o tym, co w takim zakładzie się dzieje. 

To jest poważny problem…

Tak, a przecież pozostaje jeszcze kwestia pozwolenia zintegrowanego. Uwolnienie kilograma substancji
może być poważną awarią, a emisja kilku ton innej – nie. Dziś musimy pamiętać, że nie ma technologii chemicznej bezemisyjnej, są tylko te niskoemisyjne.

Czy w zakładzie zdarzyła się tak poważna awaria, że wywołała u pana skok ciśnienia?

Dwa lata temu był poważny pożar, który groził zatrzymaniem połowy zakładu. Sprawa błaha: warunki
naturalne, burza, błyskawica i nastąpiło przepięcie elektryczne. Zajął się taśmociąg, którym ewakuujemy fosfogips na składowisko. Raptem zaczęła palić się znaczna część estakady. Jest to dla nas o tyle niebezpieczne, że w tym momencie mogła zostać przerwana produkcja kwasu fosforowego, który dla nas jest cennym surowcem do produkcji nawozów. Przy całej grozie sytuacji wyglądało to imponująco, ale rzeczywiście serce zabiło mocniej.

Przyzna pan jednak, że tych zdarzeń awaryjnych na terenach zakładów jest coraz mniej. Czy to może wynikać z propagowania kultury bezpieczeństwa?

Kultura bezpieczeństwa jest całym szeregiem działań, które z racji swoich obowiązków wdrażamy,
chociażby patrząc na program „Zero wypadków”, który cały czas ewoluuje. To również kultura prowadzenia
remontów, ale przede wszystkim są to ludzie – jedno z najważniejszych i jednocześnie najsłabszych ogniw. Bo o ile technika jest coraz lepsza, a nadzorowanie remontów coraz bardziej doskonałe, o tyle człowiek przyzwyczaja się, nabiera różnego rodzaju nawyków, popada w rutynę i stwierdza, że „pracując 30 lat, nic się nie może złego stać”.

Kultura bezpieczeństwa to również dozór, ochrona środowiska i działalność operacyjna, czyli zakładowa straż pożarna, jej wyposażenie i podnoszenie jakości.

Straż jest bardzo istotna. Nasza – operacyjnie jest przygotowana na każde zdarzenie awaryjne. Z nami uczą się technologii, poszczególnych instalacji, by reagować na wszelkiego rodzaju wypadki. W ubiegłym roku kupiliśmy, warty ponad 2 mln zł, unikatowy wóz do likwidacji zagrożeń chemicznych, po to, by jeszcze efektywniej spełniać swoje obowiązki.

Mówimy o strażakach i ich ogromniej roli w zakładzie. Chciałby pan być jednym z nich?

Jestem inżynierem, a do tego inżynierem technologii materiałów półprzewodnikowych, co pozwala mi odnaleźć się w zakładach chemicznych. Ta technologia zahacza o wszystko, co dzieje się w chemii. I choć studia przygotowały mnie naprawdę do wielu zaskakujących rzeczy, nigdy w życiu nie przypuszczałem,
że będę zajmował się prawem środowiskowym czy pracowniczym – jest to dla mnie olbrzymie wyzwanie. A czy chciałbym być strażakiem? Gdy przyjeżdżam do każdej akcji właściwie czuję się jednym z nich. Wtedy
jestem strażakiem nie z wykształcenia, ale z własnego poczucia przydatności i odpowiedzialności.

Rozmawiała Aleksandra Grądzka-Walasz

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ